Slider

Czyli co się wyprawia w obecnej chwili na Blogu!
A dzisiaj mocne zachmurzenie, a raczej zako(p)cenie. Codzienna pogoda ducha, pod patronatem Świętego Luja z Łazarza.

19 czerwca 2013

Midnight Club: Los Angeles, moja pierwsza samochodówka. [Recenzja]


Pierwsza w sensie powagi jaką przyłożyłem do rozgrywki w opisywany tytuł,  wcześniej przesze... przejechałem niezliczoną ilość wyścigówek na wysłużonej Nokii 5200. To wszystko, to wystarczy bym przeszedł wreszcie do konkretów.
"...wiedz, że coś się dzieje...",
to Voltek przy pisaniu szaleje!

Xbox 360 u mnie zagościł, wraz z nim dostałem 4 gry, nie złe gry, przynajmniej z opinii... ale za nie się zabiorę kiedy indziej. Kumpel poprosił bym pożyczył mu jedną z nich, w zamian oferował wybór swojej, wybrałem dzieło Rockstara. Układ był taki - on przechodzi moją grę, ja jego i oddamy zaś je sobie spowrotem. Jednak Midnight u mnie pozostał na stałe, wiedziałem od samego początku że tak będzie... (spokojnie, dogadaliśmy się, nie jestem zlodziejem :) Liczba 666 przejechanych mil na trasach wirtualnego Los Angeles zrobiła swoje i tak oto pojawił się ten tekst. 
Pierwsze wrażenie:
Gra została wydana 20 października 2008 r. aczkolwiek graficznie prezentuje się bardzo dobrze. Ja, przyzwyczajony do systemu jazdy z GTA IV nie potrafiłem ogarnąć sterowania, ale na szczęście - można zmienić konfigurację pada, a nawet poprzypisywać funkcje przycisków samemu, więc nie trzeba się o nic martwić.
Tuż po włożeniu płyty do napędu konsoli i spełnieniu wszystkich warunków niezbędnych do sensownej konieczności gwałcenia analogów i triggerów ukazuje się naszym oczon ekran ładowania: Po jakichśtam napisach widzimy takiesobie pomarańczowe logo Rockstar Games oraz niespecjalne fioletowe Rockstar San Diego, zaraz po nich kamera przenosi się do losowego miejsca w LA pozwalając wybrać dogodny moment do wciśnięcia magicznego guzika Start racząc równocześnie widokami - to jest ostatnia czynność niezbędna do rozpoczęcia zabawy. Po rozpoczęciu nowej gry zastaje nas krótka cutscenka po niej pojawia się ekran wyboru pojazdu, to wszystko!

W czasie kilkugodzinnej rozgrywki nie dopatrzyłem się zbyt wielu cutscenek, większość informacji dowiemy się przez smartfon marki Sidekick w sieci T-Mobile... 
Samo jeżdżenie jest przyjemne, koła reagują momentalnie na ruch analoga, czyli zależnie jak wychylimy gałkę, koła zrobią to tak samo w nadanym zakresie, układ kierowania reaguje zatem bardzo szybko. (Zwracam na to uwagę, ponieważ najnowszy Need For Speed Most Wanted zraził mnie do takich detali, a tam żeby umieć wyrobić odpowiednio na zakręcie musiałbym być jasnowidzem przewidującym czas na minimum, 3 sekundy bo tyle na oko trwa reakcja kół do maksymalnego skrętu...) 
Podsumowując Handling pojazdów wymaga tylko nabrania wprawy, ale nic nie stoi temu na przeszkodzie, sprawę polepsza dodatkowo fakt, że mamy do wyboru dwa rodzaje ustawień skrzyni biegów - manualną i automatyczną. 
Klub Północy (w wolnym tłumaczeniu) to z założenia gra o niezbyt legalnych wyścigach ulicznych  i pod taką koncepcję ją odważam się podpiąć, policja daje tu się we znaki. Mianowicie ucieczka przed stadem zawziętych radiowozów nie jest tak łatwa jak mogłoby się to wydawać cztery razy zostałem złapany zanim udało mi się pierwszy raz zwiać, a czemu mnie gonili ? Tylko dla tego, że jechałem swoją furą. 

-Odpicowaną furą... 

-Odpicowaną, pomalowaną furą...

-Odpicowaną, pomalowaną i stuningowaną furą...! 

Tylko dlatego!

W każdym razie z ucieczką przed glinami, gdy się uwezmą trzeba się trochę pobawić.
Ale wracając do tematu stuningowanej fury - części do tuningu jest naprawdę od groma, sama decyzja wyboru felg może wydać się trudna, modeli jest od groma, nie wspominając już o możliwości ich przemalowania na dowolny kolor.
Poza felgami modyfikacjom poddać możemy wymiary ogumienia, wysokość zawieszenia, kolory wszystkich tych elementów oraz jeszcze parę innych ciekawych opcji.

Trybów wyścigów jest kilka, poczynając od zwykłych okrążeń na stałej trasie poprzez wyścigi od punktu A do B, na starciach z przypadkowymi kierowcami kończąc. Przy omawianiu tego tytułu nie można zapomnieć o fakcie, że wszystkie pojazdy są licencjonowane, mimo to na ulicach wśród rzadkich egzemplarzy tych "prawdziwych" większość to i tak samochody "No Name"
W grze nie zabrakło swoistych ułatwień rozgrywki, za zdobyte doświadczenie można instalować różne powerup'y - m.in. układ zakłócający całą elektronikę w samochodach wszystkich przeciwników lub opcję pozwalającą spowolnić czas w newralgicznych momentach jazdy na przykład, by wyminąć różne przeszkody na drodze lub precyzyjnie wejść w zakręt.
Mimo, że większość stanowią samochody, to nie zabrakło tu także kilku motorów, a dokładniej dwóch Ducati - Monster S4RS 2007 i 999R 2006 oraz Kawasaki Ninja ZX-14, ale to tylko część detali, więcej nie mam juz sił opisywać, a nawet jak na recenzję przystało byłoby to grzechem. Podsumowując:

Midnight Club: Los Angeles jest grą dobrą, poziom trudności czasami potrafi nieźle napsuć krwi, ale poza tym nie dopatrzyłem się większych wad poza małą dostępnością i poleciłbym ją każdemu, kto jeszcze w niej nie wypróbiował swych sił, na prawdę jest to tytuł warty uwagi.